Myślisz, że
wystarczy? - Blondynka poprawiła na nosie okulary, wrzucając do pudełka
ostatnie ciasteczko oblane jabłkowym lukrem i umoczone w basenie kolorowych
cukiereczków. Czekała na aprobatę swej starszej kopii, która wycierała
starannie umytą brytfankę. W sumie zapełniły domowymi, słynnymi ciasteczkami
pani Dorothy dokładnie dwa plastikowe pudełka i jedno blaszane, z wizerunkiem
zaśnieżonego kościoła, którego pojawienie się na blacie w kuchni zawsze
oznaczało zbliżające się święta Bożego Narodzenia.
- Wystarczy, Marthy. I tak wszyscy będą jeść
ciasta - skwitowała kobieta. - Dziękuję ci za pomoc, ale teraz już idź na górę,
bo muszę przetrzeć podłogę.
- Przepraszam - mruknęła szczerze jej córka,
lustrując zaprószone owocową posypką płytki pod swoimi stopami.
- Już dobrze, zapytaj chłopców czy Liam
zostanie na kolację. - Dorothy odgoniła dziewczynę od kuchennego blatu, mokrą
ściereczką przecierając pozostałości jej pracy.
- A co będzie? - zapytała jeszcze Martha, otrzepując
swoje kapcie ze słodkich drobinek.
- Kanapki, nie mam czasu na nic wymyślnego.
Muszę jeszcze się dziś zająć śledziami i pokroić orzechy włoskie.
Nastolatka
pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym od razu skierowała się ku drewnianym
schodom, których poręcz migotała świątecznymi lampkami. Mama nie chciała się na
nie zgodzić, tak naprawdę Martha podejrzewała, że jej rodzicielka wcale nie
jest fanką Bożego Narodzenia. A już na pewno nie taką jak jej córka. Jej pokój
krzyczał niemal z każdej strony ,,Jest grudzień! Będą święta!", zaczynając
od lampek zwisających od żyrandola, przez te w kształcie reniferów
przeciągnięte przez meble oraz poręcz jej łóżka, aż po kartonowy domek Mikołaja
oraz niewielką choinkę z papierowymi igiełkami na biurku. Martha uwielbiała
święta i z głośników jej wieży równo od pierwszego grudnia nie udawało się
poświadczyć żadnej muzyki poza klasycznym ,,Last christmas" w tysiącach
odsłon różnych wykonawców lub innych piosenek z domieszką dzwonków w tle. Czasem
było to tematem spornym pomiędzy nią, a Niallem - jej starszym bratem. Nie miał
nic przeciwko dekoracjom i świątecznym wypiekom - te drugie były tak naprawdę
jedynym, co się dla niego liczyło w tym okresie - ale upodobania muzyczne
Marthy nie do końca zbiegały się z jego własnymi.
- Cześć, chłopaki! - zawołała Martha, wchodząc
bezceremonialnie do pokoju, który dzieliła razem z jasnowłosym. Wystarczyło
rzucić okiem na ich zagłębione w kartkach twarze, by domyślić się, czemu
poświęcili ostatnie kilka godzin. - Statki, naprawdę?
- Musieliśmy jakoś zabić czas w oczekiwaniu na
twoje pyszne wypieki - odparł Liam, który zakrywał swoją prowizoryczną planszę
kolanami podciągniętymi do poziomu brody. Posłał jej przy tym jeden ze swoich
zniewalających uśmiechów, a wokół jego oczu zrobiły się maleńkie zmarszczki.
Z
trudem odwróciła wzrok, nie chcąc spalić buraka, co zdarzało jej się wyjątkowo
często w jego obecności jak na kogoś, kogo twarz nie zaczerwieniła się nawet
wtedy, gdy w wieku trzynastu lat wymsknęło jej się przy mamie soczyste
przekleństwo, którego nawet na co dzień nie używała.
- Wypieki będą dostępne dopiero w wigilię -
odparła, biorąc do ręki komórkę, która do tej pory tkwiła na parapecie okna.
- Jak to w wigilię?! - oburzenie Nialla
mogłoby się wydawać zabawne jakiemuś postronnemu obserwatorowi, jednak zarówno
ona, jak i Liam, doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że chłopak traktuje
sprawę zupełnie poważnie.
- W zeszłym roku zjadłeś wszystko w dniu
pieczenia - wypomniała mu siostra. - Potem mama musiała robić dodatkową porcję
rano w wigilię.
- Pamiętam to, była naprawdę wściekła -
dorzucił Liam. - Na jej miejscu schowałbym je w tym roku tak, żebyś ich nie
znalazł.
- Czyli do pralki, tam Niall nigdy nie zagląda
- zaproponowała z rozbawieniem Martha, zauważając, że ma kilka nieodebranych
wiadomości.
- Ewentualnie do schowka z odkurzaczem.
- Może ja wyjdę, a wy w spokoju się ze mnie
ponabijacie? - warknął Niall, powoli tracąc cierpliwość do ich żartów.
- Okay, tylko nie wchodź do kuchni, bo jest
mokro - poradziła mu dziewczyna, zakładając za uszy zagubiony kosmyk włosów,
który wypadł z jej ciasnego kucyka.
Patrząc
w ekran telefonu nie zarejestrowała piorunującego spojrzenia chłopaka. Z trudem
odczytała wiadomość od swojej przyjaciółki Annie, słysząc słowa Liama, który
próbował udobruchać przyjaciela.
- Daj spokój, Niall.
- Liam, zostaniesz na kolację? - zapytała w
końcu Martha, przypominając sobie o prośbie mamy.
- A która godzina?
- Osiemnasta - powiedziała, wpierw zerknąwszy
znów na swój telefon. Musiała odpisać, lecz wiedziała, że nie da rady skupić
się na tyle w towarzystwie chłopców.
- W sumie bym został, ale matka będzie miała
pretensje - rzekł z wahaniem, spoglądając niepewnie na Marthę. Ta z oporem
powstrzymała się od przekonywania go do spędzenia w ich towarzystwie całego
wieczoru, nie chcąc robić mu kłopotów z panią Payne. Uśmiechnęła się więc tylko
z zakłopotaniem.
- Zostajesz, musimy jakoś namierzyć te
ciastka! - zaoponował za to głośno Niall, odrzucając na bok długopis i siadając
prosto na należącej do niego dolnej części piętrowego łóżka. - Poza tym
mieliśmy iść wieczorem z chłopakami na piwo - dodał ciszej.
- Na piwo? - wychwyciła Martha.
- Ja idę na colę - usprawiedliwił się szybko
Liam, unosząc ręce w obronnym geście. Zaraz jednak pożałował tego nagłego
czynu, w końcu wyglądało to tak, jakby za nic w świecie nie chciał, by
pomyślała coś złego na jego temat. Nawet jeżeli taka była prawda, to i tak się
wygłupił.
- Nie wtrącaj się w męskie sprawy - odrzekł za
to hardo Niall.
- A odkąd to ty się taki męski zrobiłeś niby?
- fuknęła na niego z kpiną.
- A może też byś chciała dziś wyjść? - zapytał
Liam, ignorując oburzenie Nialla. - I Annie - dorzucił prędko, wiedząc że to
imię zdziała w tej rozmowie sporo dobrego. Nie dość, że przekona Nialla do jego
pomysłu, to jeszcze nie wyda się jego chęć spędzenia końcówki dnia w
towarzystwie Marthy.
- Pewnie, zaraz do niej zadzwonię - odparła
dziewczyna, ukrywając skrupulatnie kumulującą się w niej ekscytację spowodowaną
tą propozycją.
- Fajnie - odparł Liam, nie odrywając od niej
wzroku.
- Fajnie - powtórzyła tępo, również
przyglądając się jego brązowym tęczówkom.
- No super, a za ile będzie ta kolacja?
- Gdybyś ruszył tyłek i coś zrobił, byłaby za
piętnaście minut. A tak to nie wiem, czy za pół godziny.
- Boże, ja umieram z głodu! - Opadł
demonstracyjnie na plecy, na co jego towarzysze wymownie wymienili się
spojrzeniami.
- Idę zadzwonić do Annie - zakomunikowała
Martha, zmierzając ku wyjściu z telefonem w ręku.
- Marthy! Poczekaj! - krzyknął za nią brat,
zaraz wybiegając do holu.
- Co jest?
- Mam do ciebie pewne pytanie - rzekł dużo
ciszej.
- Tak? - Ściągnęła brwi ze zdziwieniem.
- Kupiłaś już coś dla Annie na gwiazdkę?
- Tak? - bardziej zapytała niż odparła, nie do
końca rozumiejąc jego intencje.
- A co takiego?
- Nową płytę Taylor Swift, o co ci chodzi?
Speszył
się nieco, drapiąc po głowie. Wiedziała, że szuka odpowiednich słów i nawet
domyślała się już, do czego pije.
- A nie wiesz, no wiesz, co jeszcze by chciała
dostać?
Martha
podniosła triumfalnie kąciki ust wysoko do góry. Zauważyła, że Niall od pewnego
czasu żywił w stosunku jej przyjaciółki jakąś niepokojącą sympatię, coraz
częściej aranżując spotkania całą czwórką, przy czym namawiał Liama, by gdzieś
odciągał Marthę. On oczywiście nigdy tego nie powiedział na głos, dochowując
sekretu i zachowując się totalnie po liamowemu, to znaczy pozostając wiernym
swemu przyjacielowi. Lecz ona nie była głupia, widziała co się święci. Co
więcej, Annie się to naprawdę podobało.
- Wiesz co, Annie lubi ręcznie robione
upominki - odpowiedziała w końcu. Zdawała sobie sprawę z tego, że wprowadza go
tym samym w ślepy zaułek, ale mówiła prawdę.
- Ręcznie robione?
- Tak.
- Powiem Liamowi, żeby jej zrobił naszyjnik z
koralików - zażartował, choć Martha bez trudu załapała, że jest to wymuszone i
wcale nie jest mu do śmiechu.
- Jeśli nie omawiacie mojego super prezentu
gwiazdkowego, to chyba zacznę się martwić o swoją pozycję w naszej paczce. -
Liam pojawił się znikąd, opierając się o ramię starszego z rodzeństwa.
- Właśnie pytałam Nialla czy wolisz dostać
różową czy bordową szczoteczkę do zębów. Widziałam ostatnio w markecie świetne
zestawy z takimi nienaturalnie wielkimi tubkami pasty.
Liam
zmrużył zabawnie oczy, wykrzywiając usta w niemałym grymasie.
- Martho Anne, jesteś nieznośna - wyrzucił jej
poważnym tonem.
- Liamie Jamesie, nosisz drugie imię po ojcu
Harry'ego Pottera.
- Czasem naprawdę was nie rozumiem - westchnął
Niall, kiedy pozostała dwójka zanosiła się głośnym śmiechem.
- Gdybyś przeczytał Harry’ego, a nie polegał
wyłącznie na filmach, wiedziałbyś takie rzeczy.
- W filmie nigdy nie wspomnieli o imieniu jego
ojca? – zdziwił się Liam.
- Nie mam pojęcia, pomińmy ten szczegół,
naprawdę muszę zadzwonić do Annie, jeśli chcecie, byśmy się wyrobiły.
Liam pokiwał głową ze zrozumieniem,
po czym pociągnął Nialla za rękę w kierunku otwartego pokoju. Zanim Martha
zeszła do salonu, usłyszała jeszcze naburmuszony głos brata. Podejrzewała, że
potroiła jego poplątane myśli, z których próbował usilnie złożyć jakikolwiek
pomysł na prezent dla swej lubej.
Claydon
było małym miasteczkiem, ale z każdym metrem zbliżającym do wybrzeża stawało
się bardziej atrakcyjne pod względem rozwijającego się zaplecza rozrywkowego i
gastronomicznego. To właśnie nieopodal plaży skupiła się klika sieciówek i
prywatnych lokali. Niejednemu mieszkańcowi spędzał sen z powiek sukces ich
właścicieli, który wydawał się wręcz niemożliwy. Bo jakim cudem w tak maleńkiej
mieścinie w przystających do siebie budynkach mogą się utrzymać zarówno
wystawna restauracja, przytulna kawiarenka, jak i knajpka, którą ciężko było
nazwać po imieniu. Słynęła przede wszystkim z wieczornych występów oraz nocy
karaoke, które oficjalnie urządzano w każdy piątek, a w praktyce prawie
codziennie. To właśnie tam zmierzało w przedostatni weekend ówczesnego roku
rodzeństwo Horan ze swym nieodłącznym kompanem, który zdawał się być tak
naturalnym dodatkiem do ich rodziny, jak symboliczna zabawka do Kinder
niespodzianki.
- Nie, żebym narzekała, ale jest naprawdę
zimno - poskarżyła się Martha, wciskając ręce głębiej do kieszeni swej kurtki.
W
Claydon rzadko sypał śnieg, zazwyczaj święta Bożego Narodzenia zwiastował
uporczywy deszcz w towarzystwie porywistego wiatru, który szczypał w policzki i
haratał usta. Tym razem nie było inaczej. Gęste chmury spowiły się ponad ich
głowami, spuszczając w dół litry wody.
- To niedaleko - próbował dodać jej otuchy
Liam, o którego ramię ocierała się z każdym krokiem do przodu, podobnie zresztą
jak o brata. Obstawili ją niczym ochroniarze, ale na pogodę to nijak nie
działało.
- Może i byłoby niedaleko, gdybyśmy nie
musieli robić takiego koła - stwierdziła, poprawiając spadający z głowy kaptur.
Rzeczywiście, dom Annie znajdował się na zupełnie przeciwległej ulicy do tej,
która prowadziła nad morze. A obiecała, że ją odbiorą.
- Możesz iść już do Juicy Jam, a my sami
pójdziemy po Annie - rzekł niby to od niechcenia Niall.
Liam
skrzywił się nieznacznie na dźwięk tych słów. Już chciał się przeciwstawić
samotnemu szwędaniu się Marthy po opustoszałych dzielnicach, kiedy Niall znów
przemówił.
- Chociaż lepiej, żebyś nie chodziła sama tak
późną porą. Idźcie oboje, ja skoczę po Annie. Tak będzie nawet szybciej, bo
pobiegnę.
Payne
ledwo zdusił w sobie wybuch śmiechu. Intencje jego przyjaciela były tak
czytelne, że nawet idiota by się połapał. Kątem oka zerknął na Marthę, której
twarz była wykrzywiona w podobnym uśmiechu.
- Okay - zgodziła się. - Napiszę do Annie, że
przyjdziesz sam. - Stanęła w miejscu, jakby na potwierdzenie swoich słów.
Uwolniwszy
się od bacznych spojrzeń siostry i kumpla, mógł bez obaw pozwolić szerokiemu
uśmiechowi zawładnąć jego ustami. Nie musiał wysilać umysłu, by wykombinować
jakiś misterny plan, później wciągać w niego Liama, a i tak miał spędzić dobrą
ćwiartkę godziny sam na sam z Annie. Miał ochotę dziękować niebiosom za
wrodzoną zmarzłość Marthy, która zazwyczaj po pięciu minutach na mrozie
uciekała do najbliższego grzejnika. Nie martwił się tym, co pomyśli Annie, gdy
zobaczy go samego. Jakieś ciepłe uczucie w klatce piersiowej kazało mu nawet
myśleć, że być może się ucieszy. Spędzali razem mnóstwo czasu, w końcu była
najlepszą przyjaciółką jego siostry, a co za tym idzie często bywalczynią w ich
domu. Zaczęła go odwiedzać jeszcze, kiedy Niall był kapitanem drużyny
footballowej w gimnazjum. Wtedy nie bardzo zwracał uwagę na tę dziewczynkę z
przystrzyżoną równo krótką grzywką, lecz kiedy Marc Needsy, chłopak z
równoległej klasy, zaprosił ją na jedną ze szkolnych dyskotek, jego nastawienie
zupełnie się zmieniło. A może to ona się zmieniła? Niall zaczął uważniej
słuchać jej dziewczęcego głosu, gdy wypowiadała się na temat filmu, jaki Liam pożyczył
na weekend z wielkiej kolekcji swego ojca. Zauważył też, że uśmiecha się w
zupełnie inny sposób niż Martha, jego mama czy któraś z koleżanek, które
kibicowały mu podczas meczy. I kiedy w pewną niedzielę wpadła na chwilę po
kościele z ogromną miską sałatki warzywnej, wpadł po uszy.
- Niall zachowuje się jak dzieciak - stwierdziła
Marta, chichocząc.
- On chyba właśnie umiera ze szczęścia, nie
wiem czy to było rozsądne posunięcie - rzekł równie rozbawiony Liam. – Ale
możemy to potraktować jako przedwczesny prezent bożonarodzeniowy.
Podążali przed siebie, a czym bliżej
brzegu się znajdowali, tym wiatr stawał się bardziej natarczywy i coraz ciężej
łapało im się powietrze w płuca. Mimo to nie mogli sobie odmówić przyjemności
skomentowania zachowania zadurzonego chłopaka, kiedy już mieli pewność, że
oddalili się na tyle, by ich nie usłyszał.
- Możemy się śmiać do rozpuku, ale powiem ci,
że jestem tym wszystkim równie podekscytowana, co on. - Martha próbowała
napisać do Annie z informacją o maleńkiej zmianie planów, jednak zmarznięte
palce skutecznie utrudniały jej wysiłki. - Wiesz, te jego podchody są całkiem
urocze.
- Naprawdę? – Liam odwrócił się plecami do
dręczących podmuchów i tym samym przodem do Marty, nieco osłaniając od nich
również i ją.
- No pewnie – odparła bez namysłu. – Może są
trochę nieudolne, ale widać, że się stara. Na swój pokręcony sposób.
- Rozumiem, czyli wyznajesz prastarą zasadę
,,facet stara się o kobietę’’.
- To nie jest żadna prastara zasada! –
Szturchnęła go lekko w ramię, za które zaraz złapał się, jak gdyby przyłożyła
mu co najmniej rakietą do tenisa, co zresztą już jej się zdarzyło. – To
naturalna kolej rzeczy.
- Jesteś lekko staroświecka, Marthy – osądził,
wydymając usta.
- No cóż, teraz już przynajmniej wiemy,
dlaczego wciąż jesteś singlem – podsumowała uszczypliwie, w duchu zadowolona ze
swojej konkluzji oraz przewagi nad tą rozmową.
- Mógłbym powiedzieć dokładnie to samo. – Na
potwierdzenie tych słów wyciągnął przed siebie oskarżycielsko palec.
Martha wzniosła tylko oczy ku niebu
i nic już nie powiedziała, bo wiedziała, że mogliby się tak sprzeczać do samego
rana.
Niewielki dom Annie migał kolorowymi
sopelkami spływającymi spod dachu, a w oknach świeciły się mikołajkowe
naklejki, kiedy Niall przeskoczył niedbale wiecznie zamkniętą furtkę i zaczął
poprawiać ułożenie kurtki po drodze do drzwi frontowych. Gdy już się przy nich
znalazł, próbował również uratować resztki jego fryzury, jednak deszcz zdawał
się być twardym przeciwnikiem. Zrezygnowany nieudolnym wznoszeniem do góry
oklapłych pasemek, wcisnął przycisk dzwonka, mając nadzieję, że promiennym
uśmiechem odwróci uwagę szatynki od kiepskiego uczesania. Czekał na tyle długo,
że zabrał się do liczenia kombinacji, w jakie układały się kolory lampek nad
jego głową, kiedy drzwi otworzyły się z rozmachem, a zdyszana Annie zaczęła
paplać jak najęta.
- Strasznie przepraszam, ale mama zajęła mi
łazienkę i musiałam czekać, aż się umyje, żeby zrobić cokolwiek z włosami i tak
dalej. – W międzyczasie wiązała sznurówki adidasów i dopiero, gdy usłyszała
uprzejme „nic nie szkodzi”, spojrzała na Nialla, nie ukrywając swego
zdezorientowania. Zupełnie jawnie wyjrzała mu przez ramię, próbując dostrzec
resztę przyjaciół. Nic takiego się jednak nie stało, więc uniosła wysoko brwi,
zwracając swój wzrok z powrotem na blondyna. – Wydawało mi się, że mamy wyjść
całą czwórką.
- Tak, Martha i Liam są już pewnie na miejscu.
Miała ci napisać smsa.
- Tak, Martha i jej smsy, to dopiero historia
– westchnęła dziewczyna, owijając szalik wokół szyi. – To co, idziemy?
Skinął lekko głową, przepuszczając
ją. Bez słowa skierowali się w stronę, z której wcześniej przyszedł, a w
powietrzu unosiła się niezręczność. Czasem zostawali sami, w końcu plany Nialla
jednak zdarzały się być trafne, a przynajmniej kreatywność Liama co do
odciągania Marthy na bok była na dość wysokim poziomie. Tym razem jednak
blondyn nie spuszczał oczu ze swej towarzyszki, ciągle mając w głowie słowa
siostry. Ręcznie robione prezenty. Miałby jej uszyć czapkę? Nie miała jej na
głowie, może byłby to dobry pomysł. Ale on nigdy nie miał w dłoni nawet kłębka
wełny, więc niby jak miałby to zrobić?
- Myślisz, że będzie dziś karaoke? – zagadała
Annie, zerkając na niego przez ramię. Zamyślony pozostawał nieco z tyłu, przy
czym czuła się stale obserwowana. W normalnej sytuacji wyrzuciłaby mu to bez
ogródek, ale tym razem jakoś wcale nie przeszkadzało jej jego nachalne
spojrzenie.
- Uhm, tak, pewnie tak – odparł z
roztargnieniem, wyrwany z zamyślenia. – Jak przygotowania do świąt? – dodał,
wpierw potrząsnąwszy energicznie głową, jakby to miało wyrzucić z jego głowy
wcześniejsze rozmyślania.
- Daj spokój, cały dzień krojenia jajek i
marchewek. – Zaśmiała się perliście. – A u was jak? Marthy coś rano pisała o
ciastkach, da się ich jeszcze poświadczyć? – Rzuciła mu pytające, acz
oskarżycielskie spojrzenie.
- Pochowały je – mruknął Horan.
- Wszystko jasne.
Pracownicy Juicy Jam pomimo
karygodnej pogody również zadbali o świąteczną oprawę. Migające światełka były
idealnym znakiem drogowym na opustoszałej drodze. Odgłosy muzyki ze środka
skutecznie tłumiły fale oceanu, którego wcale nie było widać w panującym na
plaży mroku. Zlewał się z niebem, zamazując linię horyzontu.
- Tak bardzo bym chciała, żeby spadł śnieg. -
Szybkie kroki Marthy nabrały tempa, gdy znaleźli się na ostatniej prostej przed
knajpką.
- Hejtuje zimno, marzy jej się śnieg.
- Zrobiłeś się marudny, Liam, to niedobrze
wróży.
Popchnęła ciężkie drzwi wejściowe, a
ich uszy uderzyła mocna fala bitów i czyjegoś fałszującego do bólu głosu. Oboje
skrzywili się nieznacznie, obiegając wzrokiem salę. Okrągłe stoliki bynajmniej
nie były zapełnione, lecz biorąc pod uwagę bliskość wigilii Bożego Narodzenia i
tak było dość dużo gości. Zrzucili z siebie niechętnie kurtki, podając je
starszej kobiecie prowadzącej prowizoryczną szatnię, składającą się z długiego
stojaka na wieszaki rodem ze sklepu odzieżowego.
- Idziemy do baru czy zajmiemy już jakiś
stolik na wszelki wypadek?
- Panie barmanki przebrały się za śnieżynki –
zauważył chłopak, a Martha powędrowała oczami za jego własnymi. Rzeczywiście,
wysokie dziewczyny stojące za ladą, które znali z widzenia, nie tylko nałożyły
na włosy czapki Mikołaja, lecz również zmieniły białe koszule na rzecz obcisłych
bluzeczek dopasowanych do czerwonych minispódniczek.
- O! Tam jest wolny stolik!
- Mogłam wziąć parasolkę. - Annie z trudem
przytrzymywała swój kaptur, by wiatr go nie ściągnął z jej głowy. Wichura
nabierała na sile z każdą kolejną sekundą, a otworzenie ust stawało się nie
lada wyzwaniem.
- Już niedaleko - wydyszał Niall.
Przemoczeni
do suchej nitki, wpadli do Juicy Jam niczym uciekający od ognia. Zaraz po
przekroczeniu progu Annie zaczęła zrzucać z siebie wierzchnie okrycie razem z
ociekającym wodą szalikiem.
- Auć. - Niallowi zupełnie przypadkiem się nim
oberwało, gdy z ulgą odwrócił się do sali, zamknąwszy za sobą drzwi.
- Niall, tak strasznie przepraszam!
- Nic się nie stało. - Uśmiechnął się,
rozmasowując sobie policzek. - Widzisz gdzieś Marthę?
- Marthy nie, ale Liama już tak - odparła
szatynka, rozglądając się uważnie.
- A może schowamy się na drugim końcu sali,
żeby nas nie zauważyli? - rzucił pospiesznie, co wywołało na jej twarzy szeroki
uśmiech.
- Jasne, a najlepiej od razu zwiejmy do Peru.
Chodź. - Chwyciła go za rękę, ciągnąc i manewrując wśród stolików. Jej policzki
oblał rumieniec, kiedy tak naprawdę zorientowała się, że trzyma w dłoni jego
dłoń, i to z własnej inicjatywy.
- Hej! - Liam wstał, by się z nią przywitać niezbyt
wylewnym uściskiem.
- Annie! AUĆ! - Martha wyłoniła się spod
stołu, przy okazji uderzając głową o jego blat. Również przytuliła
przyjaciółkę, jedną ręką masując obolałe miejsce.
- Niezdara miesiąca - skomentował Liam,
wyjmując kostkę lodu ze stojącego przed nim napoju i owijając ją w plik
złożonych chusteczek. Bez pytania odsunął rękę Marthy i przyłożył zawiniątko do
rany.
- Chyba życia - mruknęła zrezygnowana Martha,
krzywiąc się mimowolnie.
- Zapytałabym, co robiłaś pod stołem, ale jako
że jesteśmy w miejscu publicznym, wolę nie dociekać - powiedziała Annie z dość
zabawną miną, gdy już usadowili się z Niallem obok dziewczyny. Ta podarowała
jej za tę uwagę kuksańca w bok.
- Czuję się obrażony tym zdaniem - włączył się
Liam.
- Podnosiłam komórkę! - zaoponowała
jednocześnie Martha, unosząc aparat w powietrze na dowód swoich słów.
- Nie wnikamy - stwierdził Niall.
- Wyglądacie jak zmokłe kury.
- No dzięki, Marthy.
Ich rozmowę ucięło donośne powitanie
mężczyzny w garniturze, sączące się z mikrofonu na niewielkiej scenie. Zwrócił
uwagę wszystkich obecnych, opowiadając o specjalnym gościu wieczoru. Całą
czwórką słuchali jego monologu, marszcząc czoła. Nie mieli pojęcia, o kim mówi,
a kiedy doszedł do momentu ,,pochodzi z Claydon’’ odwrócili głowy w pewności,
że nikogo ciekawego nie zobaczą. Wtedy do lokalu weszła dwójka chłopaków w ich
wieku, przekomarzając się i kradnąc publiczność facetowi na podniesieniu. Harry
i Louis robili zamieszanie wszędzie, gdzie się znaleźli. Znała ich cała
okolica, a im to bynajmniej nie ciążyło.
- Co to za przemówienie? Myślałem, że idziemy
do baru, a nie na kazanie – rzekł zniesmaczony Louis, wciskając się między
dziewczyny.
- Tommo, istnieją takie słowa jak „cześć” –
upomniał go Harry, przeczesując dłonią swe gęste loki.
- Sam ich nie wypowiedziałeś – zauważyła
Martha.
Do całej zgrai podeszła skąpo
odziana kelnerka, niosąc na tacy zamówione wcześniej przez Liama i Marthę
napoje. Rozłożyła cztery szklaneczki, ignorując prowokacyjne spojrzenia
nowoprzybyłych.
- Coca cola?
- Typowo świąteczny napój – odparła Annie, od
razu łapiąc swoją porcję. Ten spacer nie przypadł do gustu jej podniebieniu.
- Lepiej by się sprawdził Eggnog z whisky – powiedział
Harry.
Niall siedział zamyślony, nie
zważając na przekomarzania znajomych. Zerkał ukradkiem na Annie, jakby rurka,
którą ciągnęła gazowane picie, miała mu przynieść podpowiedź. Nie umiał szyć,
dziergać, pisać, ani komponować. Powoli zaczynał odczuwać złość na Marthę. Dała
mu tak beznadziejną radę, podczas gdy sama kupiła jej jakąś płytę!
- Doszliśmy dziś do jednego wniosku: Liam ma
chore podejście do życia – ogłosiła Martha, a Niall zorientował się, że coś go
ominęło.
- Ameryki nie odkryłaś, kochanie – orzekł
Tomlinson.
- Martha, nie wchodźmy na niebezpieczne grunty
– ostrzegł ją oskarżony z naburmuszoną miną.
Niall wziął sporą dawkę powietrza do
płuc, zbierając w sobie całą odwagę. W tle leciało Last Christmas w oryginalnej
wersji, a w powieszonych na ścianach telewizorach można było podziwiać zimowe
widoki teledysku. Pochylił się nad Annie, szepcząc jej do ucha:
- Nie masz ochoty się przewietrzyć?
Dziewczyna aż podskoczyła z
wrażenia, wcześniej nie zauważywszy jego ruchu. Przełknęła ślinę, zastanawiając
się nad jego propozycją. Z jednej strony chciała krzyczeć ,,TAK!’’, z drugiej
deszcz nie był przyjaznym kompanem tego wieczoru.
- Z tyłu mają taras z baldachimem – dodał Niall.
To jej wystarczyło. Podniosła się,
unikając pytających oczu chłopców i Marthy. Żadne z nich nie wytłumaczyło ich
odejścia, nikt też nie postawił jawnie pytania. Chłodne powietrze przywitało
ich mocnym podmuchem, lecz gęsia skórka wcale im nie przeszkadzała. Ich serca pompowały gorącą krew do naczyń krwionośnych z
wystarczającą prędkością, by nawet nie odczuli zimna. Oparli się o parapet
jednego z okien, a ich ręce stykały się samowiednie.
- Lubisz święta?
Annie ścisnęła usta w kreskę, myśląc
nad odpowiedzią.
- Średnio.
- Dlaczego?
- Za dużo zamieszania, fałszywej wiary.
Wolałabym tak.. spokojniej.
Spokojniej. Bez zamieszania. Gdyby
byli bohaterami kreskówki, nad głową blondyna właśnie pojawiłaby się zapalona
żaróweczka.
- Udałoby ci się jutro wyrwać wieczorem z tych
przygotowań?
Martha kochała karaoke. Widok
mikrofonu i niewielkiego telebimu wyświetlającego słowa piosenek, które
przecież i tak znała na pamięć, budził w niej wszystkie marzenia
dziesięciolatki, kiedy to jeszcze była przekonana co do swej światowej kariery
muzycznej. Ta jednoosobowa scena w rogu Juicy Jam stawało się jej osobistą
areną za każdym razem, gdy udało jej się namówić przyjaciół na koktajl owocowy
lub pełną węglowodanów coca colę. Niall rzadko ochoczo podchodził do tych
wyjść, miał pod dostatkiem jej głosu w domu, lecz łatwo go było przekonać.
Wystarczyła pewna niska szatynka, która machała do niego podkreślonymi rzęsami,
pewnie nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo go tym
dekoncentruje. W końcu wylewanie soku na spodnie czy potykanie się o krawężniki
było u Horanów rodzinne, nie wzbudzało więc najmniejszych podejrzeń.
- Niech on skończy gadać – jęknęła blondynka,
otoczona kilkoma osobnikami płci męskiej, którzy zaczęli zastanawiać się,
dlaczego drużyna footballowa Claydon przegrała ostatni mecz. W końcu radzili
sobie tak świetnie, Marc Needsy podciął nawet tego owłosionego giganta, którego
tak obawiał się Niall.
- Kim on tak właściwie jest? – Louis wychylił
się do przodu, próbując przyjrzeć się stojącemu na podwyższeniu mężczyźnie.
- To właściciel – uświadomił ich Harry. Czasem
odnosili wrażenie, że prowadzi spis ludności Claydon, wklejając do dziennika
fotografie każdego, kto choćby przez przypadek przejeżdżał ulicami miasteczka.
– Jason Scott.
- Wątpię, by urządzał to wnętrze – mruknął
Liam. Faktycznie, pan Scott z kilkudniowym zarostem i krawatem w kropki jakoś
dziwnie kontrastował z kolorowym wystrojem sali, która w każdym wgłębieniu
ścian – których bynajmniej nie brakowało – oświecona była neonami.
- Każdy właściciel ma u boku żonę, która się
wszystkim zajmuje, a za co ona zbiera laury – rzekła znudzona Martha,
podpierając brodę na łokciach.
- Czy ty masz dziś jakiś dzień antyfacetowy? –
Payne uniósł wysoko brwi, próbując zdusić swoje rozbawienie.
- Ona pewnie była na tym spotkaniu korpusu
feministek przed feriami świątecznymi – usprawiedliwił ją Lou, klepiąc przy tym
po plecach. – Nie martw się, Marthy, to tymczasowe.
- Myślicie, że Niall i Annie się już
przelizali?
Wszyscy spojrzeli z dezaprobatą na
Harry’ego. Jak mógł powiedzieć coś tak trywialnego? Martha podniosła się ze
stołka tylko po to, by go dosięgnąć i przyłożyć mu w rozczochraną czuprynę. Co
prawda nieobecność tej dwójki zaczęła zastanawiać wszystkich, ale nikt oprócz
Styles’a nie określiłby ich zażyłości w podobny sposób.
- No i oto męska postawa! Przelizać i
spieprzyć.
- Wcale nie! – oburzył się Liam. – To postawa
Styles’owa.
- Liam zakochuje się raz i na wieki – orzekł z
teatralnie rozmarzonym głosem Lou, za co oberwał piorunującym wzrokiem kolegi.
Dziewczyna rzuciła okiem na
siedzącego obok niej blondyna, zaciskając usta. Nie chciała się uśmiechać, dać
po sobie poznać, że tak naprawdę w stu procentach wierzy w słowa szatyna. Być
może, patrząc na Liama, jej mózg uruchamiał maszynę idealizującą, lecz wydawało
jej się, że nie jest zdolny do krótkotrwałych, niezobowiązujących miłostek,
którymi charakteryzował się ich lokowaty kumpel.
- Ach, tak strasznie zazdroszczę twojej
dziewczynie – westchnęła więc patetycznie w stronę Payne’a. – Gdzie poszła? –
Rozejrzała się dookoła, na co ich towarzysze wybuchnęli gromkim śmiechem.
Liam dźgnął ją palcem w bok, ale w
jego oczach nie dostrzegła złości. Nie mogąc się powstrzymać, również zaczęli
się śmiać.
- Zrobiłaś się ostatnio brutalna, Marthy –
burknął Harry, potrząsając głową. To był jego jedyny sposób na ułożenie włosów
– chyba nigdy nie używał do tego jakiegokolwiek grzebienia.
- Skończył! – wrzasnęła nagle Martha,
przeciskając się gwałtownie między kolanami Liama a blatem stolika. Wszyscy
wiedzieli, co zaraz nastąpi.
Deszcz zacinał coraz bardziej, mimo
że byli pewni, że to niemożliwe. Kafelki pokrywające taras zaczęły powoli tonąć
pod pokrywą wody, materiałowy baldachim przeciekać, a adidasy Annie przemakać.
Nie robiło to na nich wielkiego wrażenia. Policzki Annie paliły się od samej
obecności blondyna, a jego słowa wyprowadziły ją z równowagi jeszcze bardziej.
- Wyrwać? – powtórzyła, marszcząc brwi.
- No wiesz, mogłabyś do nas wpaść –
wytłumaczył się prędko chłopak.
- Do was – podkreśliła mimowolnie, a jej serce
opadło niczym balonik, z którego spuszczono powietrze.
- Nie gwarantuję, że Marthy będzie w domu, ale
ja zawsze jestem – dodał, próbując wrócić do pierwotnej wersji zaproszenia.
Przecież wcale nie chciał jej proponować zwyczajnej wizyty w ich domu! – Mogę
po ciebie przyjechać, jeśli będzie taka pogoda.
- Dzięki – odparła. Mogłaby przysiąc, że
naprawdę zależy mu na tym, aby przyszła. – Może mi się uda.
- Ekstra – skomentował to niepewnie Niall.
- Ekstra – powtórzyła z uśmiechem. – Tak czuję,
że Marthy już majstruje przy muzyce.
Zza zamkniętych drzwi dobiegła ich
doskonale znana piosenka, której pierwsze takty sprawiły, że oboje unieśli
kąciki ust w jednoznacznym uśmiechu. Talk Dirty To Me.
- Myślałem, że będziesz śpiewać! – Liam
próbował przekrzyczeć donośny głos Derulo.
- Będę, ale potem! – Podparła się
zapobiegawczo o jego kolana, próbując się dostać z powrotem na swoje miejsce. –
To taka malutka aluzja do wyjścia niallowatych – dopowiedziała mu do ucha.
- Po pierwsze: jesteś zboczona, po drugie: niallowatych?
- Są uroczy. – Wskazała brodą na wychodzące na
tyły knajpki okno, przez którego zaparowane szyby mogli dostrzec kontury tej
dwójki.
- Powtarzasz się, Marthy – zauważył Liam.
- Bo to niby fajne, ale jak Niall coś
spieprzy, to wszystko się spieprzy.
- Chyba naprawdę byłaś na tym spotkaniu
feministek.
Jego ramię oberwało po raz kolejny
tego wieczoru.
Niall nie spał dobrze tej nocy. Wiercił
się, wzdychał i powstrzymywał od zapukaniem w drewnianą płytę nad sobą
oddzielającą go od zagłębionej we śnie siostry. Marthy zawsze miała mocny sen.
Mógł wypuszczać ze świstem powietrze do woli, trzeszczeć materacem i ziewać
głośno, lecz to nijak nie oddziaływało na jej uśpione zmysły. Wcale nie
potrzebował nocnej pogawędki szczerości, po prostu potrzebował jej pomocy. Nie
chodziło już nawet o to, że zżerała go od środka niepewność, czy aby na pewno
nie zrobi z siebie głupka, wcielając w życie swój pomysł, tylko o samo
przygotowanie. Według niego własnoręcznie zrobiona kolacja liczyła się jako
prezent. Problemem było samo jej zrobienie – nie miał w tej dziedzinie żadnego
doświadczenia.
Wyciągnął spod poduszki telefon i
odblokował go, wysuwając klawiaturę. Bez zastanowienia wszedł w kontakty, po
czym wybrał numer swojego przyjaciela. Ze zniecierpliwieniem wysłuchiwał
przeciągających się sygnałów, uderzając nerwowo stopą o drabinkę prowadzącą na
łóżko Marthy.
- Halo? – zaspany głos Liama zdawał się być
zaledwie echem w przestrzeni telefonicznej.
- Ile można czekać, aż odbierzesz! – naskoczył
na niego cicho Niall, pomijając zbędne słowa przywitania.
- Jest czwarta nad ranem, idioto. – Liam
bynajmniej nie był rad z nocnej pobudki.
Horan rzucił okiem na wieżę, która
uświadomiła go swym cyfrowym wyświetlaczem, że to prawda.
- Przepraszam – wymamrotał zmieszany. – Ale to
sprawa niecierpiąca zwłoki.
- Jeśli żyjesz, masz odpowiednią ilość kończyn
i jesteś w stanie poszukać proszków nasennych w kuchni, to uwierz, że ta sprawa
może poczekać do rana.
- A jeśli powiem, że Martha złamała sobie ząb?
- Czekaj, co?
- Mały test na rozbudzenie.
Nastała krótka cisza i Niall
doskonale wiedział, że Liam ma jeden z momentów ‘’nie wybuchnę’’, przy czym
kontroluje swój równomierny oddech.
- Dobra, czego chcesz? – zapytał w końcu
wyjątkowo spokojnie.
- Masz jutro wolny czas?
- Do południa mamy próbę na chórze, a po niej jadę
z ojcem po choinkę i mam jeszcze przystroić dom lampkami, więc chyba sam
rozumiesz.
- To nic, Martha ci pomoże – zdecydował Niall,
nawet nie do końca słuchając wyliczeń przyjaciela.
- Tak? – spytał zaskoczony Liam. Wcale by mu
to nie wadziło, wręcz odwrotnie, hamowanie cisnącego mu się na usta uśmiechu
nie należało do łatwych, jednak takie propozycje Nialla zawsze kryły w sobie
drugie dno. – Boże, co ty znów wymyśliłeś – dodał chłopak, orientując się
powoli w zamiarach Horana. W te kilka słów włożył całe swe załamanie nad jego
pomysłowością.
- Potrzebuję pustego domu, tylko nie wiem, co
zrobić z rodzicami.
- Robisz imprezę, na którą nas nie zapraszasz?
- Zaprosiłem Annie na kolację – wydukał w
końcu z wahaniem.
- No nareszcie jakiś normalny, odważny krok! –
ucieszył się Liam. – Twojego taty na pewno nie będzie do późna, problemem jest
twoja mama – stwierdził zupełnie trafnie. Pan Horan pracował od świtu do nocy,
ciężko go było zastać w domu.
- Jest jeszcze jeden problem. – Niall zacisnął
usta, lecz nie usłyszał żadnego dopytywania, więc dokończył, wpierw
westchnąwszy. – Nie mam pojęcia, o której ona przyjdzie. I czy aby na pewno
przyjdzie. I czy wie, że to kolacja.
- Niall, a czy ona wie, że ją zaprosiłeś?
- Nie, przyśniło mi się to! – warknął chłopak
nieco za głośno, a jego twarz stała się jednym, wielkim, naburmuszonym
grymasem.
- Okay, uspokój się. Zaraz mi tu wpadnie mama
i schowa telefon do szafki na klucz, bo powinienem spać, a ty opowiadasz o
jakichś urojonych kolacjach.
- Liam, ja zaraz stracę cierpliwość.
- Czy mógłbyś więc wyjaśnić tę sytuację? Jakoś
po ludzku?
- Odsuń się. – Ledwo zrozumiały głosik Marthy
rozbrzmiał w pokoju niczym intruz, sprawiając że Niall zamarł na chwilę. –
Liam, ja lubię waniliowe.
- Marthy ma gadatliwą noc – mruknął Niall
bardziej do siebie niż telefonu, lecz to rozbudziło Liama o wiele bardziej niż
jego zawiłe wywody na temat randki z wybranką jego serca. Co tam problemy
przyjaciela, skoro jego siostra gada głupoty przez sen.
- Naprawdę? – Payne niemal zapiszczał z
podekscytowania.
- Naprawdę – odparł Horan ze znużeniem.
- A co mówi? – zapytał Liam, siląc się na
zdawkowy ton. – Pewnie masz teraz niezłą polewkę.
- Mówi, że lubi waniliowe – bezbarwny ton
Nialla powinien dać do myślenia Liamowi, a taki przynajmniej miał Niall cel w
jego użyciu.
- Pewnie śni jej się, że je lody! Zimą?
Oszalała?
- LIAM – przywołał go do porządku
zniecierpliwiony blondyn, niemalże zgrzytając zębami.
- Zaprosiłeś Annie na kolację, ale ona o tym
nie wie. Co ja mam z tym zrobić? – podsumował prędko Liam, nie chcąc go dłużej
denerwować.
- Po prostu zajmij się Marthą i moją mamą, to
wszystko – poddał się Niall, po czym, nie czekając nawet na odpowiedź, rozłączył
połączenie. Czy on mówił jakoś po chińsku, że nawet jego najlepszy przyjaciel
nic nie rozumiał?
Odłożył telefon, zagłębiając się
znów we własnych myślach. Co Annie by chciała zjeść? Pizzę? Kebaba?
Chińszczyznę? Ręcznie robione. Niech cię szlag trafi, Martha! Zapomniał zapytać
Liama, jak się gotuje.
Bożonarodzeniowy Anioł Stróż Nialla
zstąpił z nieba i zręcznie manipulował otaczającą go rzeczywistością, układając
jej elementy w idealny ład. Kiedy nastolatkowi w końcu udało się zasnąć,
wczesnym porankiem wyrwał go z objęć Morfeusza dzwoniący na dole telefon. Nie
złościł się jednak długo, całe rozdrażnienie uleciało z niego w mgnieniu oka,
gdy tylko zszedł na dół i wysłuchał marudzeń swej mamy. Dzwoniła pani Payne,
błagając Dorothy o pomoc w lepieniu uszek. Pani Horan sama miała mnóstwo pracy
do wykonania, lecz nie potrafiła odmówić kobiecie – jeśli Liam był
przekonujący, to tylko po swej babci.
Pozbycie
się mamy z domu – odhaczone!
- Obudź Marthy, macie próbę za godzinę –
powiedziała Dorothy, wkładając do tostera kromkę specjalnego chleba. – Kiedy ja
się teraz z tym wszystkim wyrobię, dom nieposprzątany, ciasta nieskończone,
ziemniaki niepokrajane – marudziła dalej do siebie, co jej syn skrzętnie
ignorował.
- Czy ona nie może używać czegoś takiego jak
budzik?
- Zadaję sobie to pytanie każdego dnia. Rusz
się, Niall, nie mam czasu!
Szare, kłębiaste chmury wiły się nad
ich głowami. Rodzeństwo z ulgą przywitało jednak mrożące policzki powietrze,
nieprzynoszące ze sobą kolejnej dawki deszczu. Kroczyli powoli w stronę
niewielkiego kościółka parafialnego, nie wymieniając ze sobą nawet słowa po
kłótni, jaką odbyli, gdy starszy z nich rzucił ostro poduszką w siostrę,
próbując ją obudzić. Mimo to na jego ustach igrał intrygujący uśmieszek. Z
minuty na minutę był coraz bardziej wdzięczny światu, Bogu i wszystkiemu, co
istniało, za ten dzień. Po śniadaniu dowiedział się, że mama ugotowała na obiad
spaghetti, lecz muszą je sobie sami podgrzać, bo popołudniu wychodzi do domu
Payne’ów, gdzie miała szczerą nadzieję nie zastać synowej pani Rose. Gotowanie
więc mógł również odhaczyć z listy zadań do wykonania. Znając Marthę, bez
problemu zgodzi się na leśną wycieczkę z Liamem, więc tak naprawdę nie miał się
już czym przejmować. Kwestią niedogadaną było jedynie przyjście Annie – co,
jeśli się rozmyśli?
- Hej! – Martha machała do nadchodzącego z
jednej z bocznych uliczek Liama, który taszczył na plecach schowaną w futerale
gitarę. Był na tyle daleko, że musieli przystanąć dobre dwie minuty, by w końcu
ich dogonił, lecz w tym wypadku mróz zyskał dla niej miano ,,do zniesienia’’.
- Cześć wam! – Liam bez pytania objął ją
ramieniem, całując w policzek. Z Niallem przybił tylko porozumiewawczo żółwika,
nie będąc pewnym, czy chłopak nie jest na niego zły za tę nieszczęsną nocną
rozmowę.
- Wyspałeś się? – spytał Horan kąśliwie.
- Nie bardzo – odparł zmieszany, zerkając z
ukosa na ich towarzyszkę. Pewnie nic nie wiedziała. – A ty, Marthy? Jak spałaś?
- Dobrze, we śnie przynajmniej nie było tak
zimno – odparła pogodnie.- Boże, zapomniałam rano zadzwonić do Annie!
- Po co? – Niall okazał natychmiastowe
zainteresowanie na dźwięk imienia jego lubej.
- Powiedzieć, żeby wzięła mój śpiewnik.
Zostawiłam go u niej.
- Możemy korzystać z jednego – zasugerował
Liam.
- Dzięki, Puchatku. – Dziewczyna szczypnęła go
w rękę, lecz grubość jego puchatej kurtki skutecznie to udaremniła.
Annie się spóźniła, ale odczytała
myśli Marthy i zabrała jej książeczkę ze sobą. Spędzili dobrą godzinę na
wyśpiewywaniu pieśni religijnych oraz wysłuchiwaniu uwag organisty – pana
Arthura. Starali się nie fałszować, zgrać z muzyką i kontrolować głosy,
aczkolwiek okazało się to trudniejsze niż przypuszczali. Rozstroili się przez
ostatnie dwa tygodnie bez śpiewania, podobnie zresztą jak gitara Liama. Ponadto
Annie ciągle zapominała słów, nie mogąc zwalczyć swego rozkojarzenia. W końcu
Martha odciągnęła ją na bok, mierząc pytającym spojrzeniem.
- No wiem, nie mogę się skupić – wytłumaczyła
się szatynka, pocierając nerwowo czoło.
- Bo?
Annie zerknęła za siebie, oceniając ilość
metrów, jakie dzieliły ich od chłopców. Nie powinni usłyszeć.
- Niall mnie do was zaprosił – wyszeptała.
Ledwo powstrzymała okazanie swojej ekscytacji i podenerwowania, nie chcąc wyjść
na desperatkę.
- Co w tym dziwnego? Jesteś u nas praktycznie
codziennie, odkąd są ferie.
- Powiedział, że ciebie nie będzie – dodała
więc Annie.
- Ja się nigdzie nie wybieram dzisiaj –
prychnęła blondynka. - Jeszcze – dopowiedziała zrezygnowana, zauważając, że
Liam przygląda jej się z zamyśleniem. – Czyli Niall cię zaprosił na randkę, a
pan Martha Wszędzie Ze Mną Pójdzie Liam Payne jeszcze nie zdążył mnie nigdzie
wyciągnąć – podsumowała.
- Ale zgodzisz się, prawda? – próbowała się
upewnić Annie, za co została obdarowana spojrzeniem pełnym dezaprobaty i
sarkastycznego, niemego ,,serio?”. – Och, no nie owijajmy w bawełnę, chcę iść
na tę kolację!
- Ciszej – ostrzegła ją Martha, wybałuszając
wymownie oczy. – Wiem o tym, wiem. Mama zrobiła spaghetti, przynajmniej się nie
zatrujesz.
- Co powinnam ubrać? – Annie pozbyła się maski
niewzruszenia, powoli pozwalając emocjom wziąć nad nią górę.
Martha wywróciła oczami z
westchnieniem, lecz zaraz uśmiechnęła się prowokacyjnie.
- Tę białą sukienkę – odparła pewnie.
- Serio?
- Serio.
Wróciły na swoje miejsca, słysząc
wołanie ich mentora. Liam zaczął grać pierwsze dźwięki kolędy, a Annie
zapomniała nawet, jak się nazywała. Jakiego koloru rajstopy powinna ubrać do
tej sukienki? I czy musi ubierać eleganckie buty? Może Martha znalazłaby czas,
by zakręcić jej włosy?
- Idźcie już lepiej do domu, mam nadzieję, że
na pasterce pójdzie wam trochę lepiej. – Pan Arthur był zawiedziony i wcale
tego nie ukrywał.
- Przepraszamy – mruknął szczerze Liam, czując
się strasznie z faktem, że zasmucili kogoś tuż przed świętami.
- Wiecznie niezadowolony – burknął pod nosem
Niall, zasuwając pod szyję swoją kurtkę.
- Uważaj, braciszku, bo jeszcze gdzieś zgubisz
ten swój promienny uśmiech! Liam, oddaj czapkę.
- Zimno mi w uszy! – Liam schował się za
Annie, uciekając przed zagniewaną Marthą. Czapka i szalik były tymi rzeczami,
bez których blondynka nie wyobrażała sobie zimą wyjścia na świeże powietrze.
- To sobie kup własną! – pisnęła, próbując go
złapać.
- Ja żyję! – wrzasnęła Annie, wyczuwając
zbliżające zawroty głowy. Liam trzymał ją za ramiona niczym tarczę, podczas gdy
Martha zdawała jej się wcale nie widzieć.
Niezaangażowany w incydent Niall
ściągnął czapkę zwinnym ruchem z głowy Payne’a i podał ją jej właścicielce,
uśmiechając się do uratowanej z opresji Annie.
- To była kiepska zemsta – osądził Liam w jego
stronę.
- Czy wy to widzicie? – Martha jako pierwsza
wyszła przez boczne drzwi kościoła, stając w nich jak wmurowana. Doskoczyli do
niej w mgnieniu oka, zamierając w dokładnie tym samym momencie.
Z
nieba spływały białe kruszynki przypominające maleńkie piórka. Opadały z
gracją, jakby każdy ich ruch został dokładnie przemyślany. Siadały z wdziękiem
na gzymsie muru, na betonowym chodniku oraz zamarzniętej trawie, tworząc na ich
powierzchni nadzwyczajnie równomierną śnieżną pokrywę. Zachwycające piękno tego
obrazu odebrało mowę całej czwórce, która dobrą chwilę po prostu wpatrywała się
w drobinki.
- Śnieg! - Pierwszy oprzytomniał Niall,
przepychając się w progu obok siostry.
- Jakie to piękne - rzekła oczarowana Annie,
opierając się o ramię przyjaciółki.
- Liam, oddawaj tę czapkę! - Blondyn
skorzystał z okazji i znów zerwał nakrycie z głowy dziewczyny, kiedy ta poddała
się całkowicie zmysłowi wzroku. Rzuciła się w pogoń za nim, bez uprzedzenia
zabierając podparcie Annie, która straciła równowagę i niemalże wyłożyła się
jak długa na stromych schodkach.
- W porządku? - Niall przytrzymał ją zapobiegawczo
za łokieć, mimo że sama zdołała się w porę wyprostować.
- Tak, dziękuję - odparła. - Te wasze
chłopięce pomysły - skomentowała zachowanie Liama, który właśnie obiegał po raz
drugi trzystuletni dąb, którym chlubił się proboszcz. Miał zdecydowanie lepszą
kondycję od swej ofiary, a wełniana czapka z pomponem dodawała mu
niecodziennego wyglądu.
- Po co się stresować mówieniem ,,lubię
cię", skoro można pociągnąć za kucyk lub ściągnąć czapkę - wyjaśnił. - Też
bym ci ukradł, ale nie nosisz. - Rozwarł szeroko powieki, uświadamiając sobie,
co też najlepszego narobił. Ale przecież ,,lubię cię" to nic wielkiego,
prawda? Liam zdjął jej czapkę, bo lubił Marthę. Niall w pierwszej klasie
ciągnął za warkocze Page Hidalgo, bo nigdy nie chciała się z nim podzielić
ciasteczkami czekoladowymi. Okay, pogubił się we własnej teorii. - To jak,
wpadniesz dziś? - zapytał, chcąc jak najszybciej odwrócić jej uwagę od jego
wcześniejszych słów.
- Pewnie, a o której?
- O siedemnastej?
Annie
posłuchała Marthy. Wyciągnęła z szafy białą sukienkę w koronkę, którą kupiła
jeszcze latem, ale tak naprawdę nie miała okazji, by ją założyć. Wyprostowała
też starannie długie włosy, pozwalając im spływać swobodnie po ramionach. Przez
dobre kilka minut męczyła się przed lustrem, aby tusz dokładnie pomalował każdą
rzęsę, a na koniec musnęła usta ulubionym błyszczykiem. Miała ochotę jeszcze
raz zadzwonić do blondynki i upewnić się, że to nie jest żaden żart, a Niall w
istocie pozbył się wszystkich domowników tylko po to, by mogli wspólnie zjeść
spaghetti jego mamy. Wróć, o tym nie wiedziała.
- Mamo, idę do Marthy! Wrócę przed dziesiątą!
- krzyknęła, naciągając na stopy kozaki. W końcu spadł śnieg, więc mogła je
założyć. Poza tym w połączeniu z sukienką wyglądały o wiele efektowniej od
adidasów.
Nie
chciała pokazywać się rodzicielce oraz wzbudzać pytań ,,dlaczego się tak
wystroiłaś", miała więc nadzieję, że uda jej się tego uniknąć. Z ulgą więc
przyjęła ,,tylko nie wracaj sama po ciemku!", z trzaskiem zamykając drzwi
frontowe. To nie tak, że okłamała swoją mamę. W końcu szła do Marthy, a tak
konkretniej to do domu Marthy. Po prostu miała się spotkać z Niallem, ale w
domu należącym również do Marthy.
Siostra
wyszła dużo wcześniej, zwabiona zapewne przez Liama. Nie powiedziała, dokąd
idzie, a Niall nawet nie pytał. Pochłonięty odliczaniem kolejnych minut,
zaczynał panikować. Nagle jego ciemne dżinsy i koszula w prążki wydały mu się
niewystarczająco dobre, zapalone w salonie świeczki tandetne, a zapuszczone dla
nastroju Last Christmas jeszcze bardziej denerwujące niż zwykle. Właśnie
wkładał makaron do mikrofalówki, gdy usłyszał pukanie. Nadział się na drzwiczki
od kuchenki, stawiając nienaturalnie duże kroki. Przeklął pod nosem, lecz zaraz
przywołał się do porządku, ciągnąc klamkę.
- Cześć. - Błyszczące usta Annie zdobił jeden
z najpiękniejszych uśmiechów, jakimi go kiedykolwiek obdarowała. Cała wydawała się
lśnić wśród ogarniającej pomału świat ciemności, którą mąciły jedynie wirujące
wraz z wiatrem płatki śniegu.
- Pięknie wyglądasz - powiedział na wstępie,
nie mogąc się powstrzymać. Zauważył, że się rumieni, co tylko dodało mu otuchy.
- Mogę wejść? Zmarzłam trochę.
- Tak, jasne - zreflektował się, zapraszając
ją do środka gestem dłoni. Pomógł jej zdjąć kurtkę i powiesił ją na haczyku na
oślep, nie mogąc oderwać wzroku od podkreślającej jej zgrabną talię kreacji. -
Nowa sukienka? - zauważył. Nigdy wcześniej jej w niej nie widział, a od pewnego
czasu znał jej garderobę na pamięć.
- Nie, kurzyła się w szafie.
- Rozumiem. Lubisz spaghetti, prawda?
Jedli
w milczeniu. Oboje czuli panującą niezręczność, zupełnie jak podczas ich
wczorajszego spaceru, mimo że Niall już wcale nie interpretował każdego jej
ruchu, starając się odczytać z niego coś więcej. Niby już niejednokrotnie
zostawali sam na sam i wtedy buzie im się praktycznie nie zamykały, aczkolwiek
nigdy wcześniej nie mieli w głowie tej świadomości, że są na randce. A teraz
bez wątpienia byli.
- Mama nie chciała cię dziś do pomocy? -
zagadał Niall, okręcając wokół widelca trochę makaronu. Z niemałym zdziwieniem
odkrył, że wcale nie jest głodny. Jego żołądek skurczył się, zamykając górny
otwór i nie chciał przyjmować nawet śliny.
- W sumie już prawie wszystko gotowe. Jeszcze
jutro kilka rzeczy trzeba na świeżo zrobić - odpowiedziała, uciekając wzrokiem
od jego niebieskich tęczówek, które wyjątkowo ją peszyły tego wieczora.
- Fajnie, że spadł śnieg na święta – rzekł. –
W Claydon to prawie cud.
- W końcu grudzień to miesiąc cudów czy jakoś
tak. – Wyjrzała przez okno, jakby chciała się utwierdzić w tym nadzwyczajnym
fakcie.
- Nie smakuje ci? - Wskazał palcem na jej
pełny talerz. Nałożona porcja praktycznie wcale nie zmalała, nie mogła
przełknąć nawet kęsa. – Sam gotowałem.
Kłamca. Uroczy kłamca.
- Nie, nie - zaprzeczyła, kręcąc przy tym
głową. - Jest przepyszne, ale nie jestem głodna.
- Wiesz co, ja też. - Normalnie zrobiłaby
zszokowaną minę i wyraziła swe niedowierzanie, ale tym razem jego miłość do
jedzenia jakoś wyleciała jej z pamięci. - Mam coś lepszego. - Zabrał ich pełne
talerze i postawił na blacie kuchennych mebli, a z jednej z szafek wyciągnął
butelkę czerwonego wina.
- Wino?
- Tata od kogoś dostał i oczywiście nie ma kto
wypić. Może spróbujemy?
Nigdy
nie pijali alkoholu, aczkolwiek okazja wydawała się dość adekwatna. Przeszli
więc do salonu, gdzie odór zapalonych świeczek zapachowych pani Dorothy
łaskotał nozdrza. Niall postawił butelkę na stole, zaraz wyciągając z kredensu
dwa szklane kieliszki.
- Myślałam, że Martha wszystkie wytłukła w
zeszłą wigilię – wspomniała Annie.
- Zostały dokładnie dwa, ale potem kupiliśmy
mamie nowy komplet na urodziny. Swoją drogą, to była ciekawa wigilia. –
Postawił przed nią wypolerowany egzemplarz. Zniknął na chwilę, żeby wrócić z
korkociągiem, a nastolatka przyglądała się jego poczynaniom z dużą
cierpliwością. Nie radził sobie zbyt dobrze z wbijaniem metalowej spiralki w
drewniany korek.
- To chyba twój pierwszy raz – powiedziała, opierając
się wygodniej o tył brązowej kanapy.
Niall spojrzał na nią, pąsowiejąc.
Jego pierwszy raz?
- Miałam na myśli otwieranie wina! –
wytłumaczyła pospiesznie.
- Tak, to mój pierwszy raz – przyznał ze
śmiechem. Udało mu się wepchnąć bolec do środka i zaczął ściskać maleńkie
rączki. Z triumfem rejestrował powolne unoszenie się korka. Już miał z radością
oznajmić, że się udało, gdy korek z charakterystycznym kliknięciem wyskoczył z
szyjki butelki, a ona sama przewróciła się, nadając sukience Annie
krwistoczerwonego koloru. – O mój Boże! – wrzasnął przerażony, nieudolnie
łapiąc przedmiot oraz odkładając go na stolik. – Przyniosę szmatkę! – rzucił,
wybiegając z pomieszczenia.
Dał plamę. Zarówno w metaforycznym sensie
tego wyrażenia, jak i dosłownym. Zniszczył randkę idealną. Annie musiała
przeklinać go w myślach, uważając za niezdarnego dzieciaka. Przetrząsnął
wszystkie szuflady w jej poszukiwaniu, aż w końcu chwycił zupełnie mu nieznaną
ściereczkę, po czym wrócił pędem do stojącej przy kanapie Annie, która
strzepywała z ubrania mokre resztki.
- Tak strasznie cię przepraszam! – Bez
ostrzeżenia padł przed nią na kolana, pocierając przyniesionym materiałem koronkę
ponad jej kolanami.
- Niall – chciała zwróciła jego uwagę,
daremnie.
- Boże, to był wypadek! Nie chciałem, taka ze
mnie fajtłapa.
- Niall – kolejna próba.
- A mówią, że to Marthy ma dwie lewe ręce.
Jezu, taka piękna sukienka!
- Niall! – podniosła głos, na co w końcu
uniósł oczy na jej oblicze. – Nic się nie stało – dopowiedziała łagodnie. –
Naprawdę. Bardziej bym się martwiła o kanapę, bo twoja mama chyba cię
zlinczuje. – Zdawała się być szczerze rozbawiona.
Podniósł się pod wpływem jej niezachwianego
głosu, doszukując się w jej źrenicach choć krzty zdenerwowania. Nie zdołał go
dostrzec, zatem zmarszczył brwi z niezrozumieniem.
- To tylko sukienka, Niall – wyjaśniła. Jak on
uwielbiał, gdy wypowiadała jego imię. – Poza tym myślałam, że będzie
wygodniejsza. – Pociągnęła za szycie w talii na udowodnienie swych słów,
pragnąc zmniejszyć jego poczucie winy. – A jeśli tak strasznie ci to ciąży,
możesz mi kupić pod choinkę nową.
- Zapomniałbym! Już mam dla ciebie świąteczny
prezent - Niall rzucił się do ustrojonej już bez żadnego większego ładu
choinki, wyciągając spod niej niewielki pakunek.
- Nie wiedziałam, że będziemy sobie dawać
prezenty - mruknęła zmieszana szatynka. - Nie wzięłam swojego.
- Nic nie szkodzi. - Podał jej zawinięty w
czerwony papier w róże przedmiot i wyczekująco przyglądał się jej dłoniom,
kiedy z niemałym wysiłkiem go delikatnie rozdzierały.
- Taylor Swift! Skąd wiedziałeś?
Wzruszył
ramionami, uśmiechając się szelmowsko. Może kradzież prezentu z półki Marthy
nie była uczciwym posunięciem, lecz radość, którą ujrzał w oczach swej lubej,
była warta każdego poświęcenia - nawet natarcia wściekłej siostry.
- Dziękuję, Niall! Jejku, ta płyta jest
genialna! - Zarzuciła mu z wdzięcznością ręce na szyję, wtulając się w jego
klatkę piersiową. Zaskoczony od razu odwzajemnił uścisk, a jego ciało przeszedł
jakiś ciepły prąd. Annie zaraz zaczęła się odsuwać, lecz nie pozwolił jej na
to, nadal trzymając ją w objęciach. Spojrzała na niego nieco zdezorientowana, a
on zerknął do góry, czując że coś kopie mu fryzurę. Teraz albo nigdy, pomyślał.
I pocałował ją. Musnął wargami jej usta, zatracając się w tym pocałunku. Nie
pamiętał nawet, skąd zaczerpnął tyle odwagi, ani jakim cudem stanęli pod tą
jemiołą. Wiedział tylko, że jest totalnie zakochany i nie liczyło się już nic
więcej.
- Myślisz, że to był dobry pomysł? - Martha
wetknęła do buzi kolejne ciastko, których pudełko zabrała dziś ze sobą po
drodze do Liama. Siedzieli zmarznięci na łóżku w jego pokoju, okrywając się
szczelnie przyniesionymi przez jego babcię kocami. Minęła już jakaś godzina od
ich powrotu z lasu, gdzie wybrali pierwszą lepszą choinkę, bo Martha nie miała
najmniejszego zamiaru marznąć dłużej niż było to konieczne.
- Podkręcenie grzejnika na piątkę? Chyba masz
rację, zaraz się ugotuję. - Odrzucił od siebie okrycie, ale nie ruszył się z
miejsca, opierając o ścianę.
- Mówię o Annie i Niallu, ale właśnie
sprawiłeś, że zrobiło mi się jeszcze zimniej.
- Jak chcesz, to mogę cię ogrzać - zaoferował,
wyciągając ku niej ramiona.
- Wczoraj ogrzewałeś Annie, nie odzywaj się.
- Jestem ludzkim grzejnikiem, nie bądź
zazdrosna. I dlaczego myślisz, że to był zły pomysł?
- Nie myślę tak, po prostu.. Boję się, że im
nie wyjdzie.
Liam
zlustrował dokładnie jej pochłoniętą własnymi myślami twarz.
- Wiesz, kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.
Myślę, że wielu chłopaków może Niallowi pozazdrościć odwagi – powiedział nieobecnym
głosem, lecz zaraz oprzytomniał, odchrząkając. - Zresztą sama mówisz, że Annie
za nim szaleje, a ja ci mówię, że Niall zwariował na jej punkcie. Nie wiem
więc, w czym tkwi problem.
- Może za dużo myślę. - Westchnęła, wyciągając
przed siebie nogi.
- Ty zawsze za dużo myślisz - prychnął Liam. -
No i jesteś zazdrosna o to, że chciałem ogrzać Annie - dodał z dumą, również
sięgając po ciasteczko.
- Nie jestem zazdrosna!
- Ciebie też ogrzeję! - Chłopak przytulił ją
mimo protestów, a kiedy zaczęła go łaskotać w ramach rewanżu, oboje przewrócili
się, turlając po materacu, przy czym Liam wylądował w końcu na podłodze.
- Nie jestem zazdrosna! - wygłosiła z triumfem
Martha nad przegranym, ocierając łzy, które zaczęły wydostawać się spod jej
powiek podczas salwy śmiechu, jaką z siebie wydali.
- Jasne..
Czekałam na Skajpaja, dlatego też czytałam siedząc sama w kuchni i Bogu dzięki, bo moja rodzina mogłaby pomyśleć, że oszalałam. Moje szczęście osiągnęło ten poziom, że z najszerszym uśmiechem na twarzy, na jaki potrafiłam się zdobyć, zakrywałam włosami twarz, próbując powstrzymać się od łez. To jest absolutnie najpiękniejsza rzecz świata i nigdy w życiu nie dostałam lepszego prezentu. Kocham wszystkie Miamowe i inne docinki. Liam się tak uroczo o Ciebie troszczy, a Niall tak za mną biega! Fragment z Mareczkiem, a potem z sałatką absolutnie mnie zabił. Boże, a wiesz, że w Calgonie, właśnie kupiłaś mi album Taylor? TELEPATIA. I ta nasza przyjaźń jest taka piękna! Marniowa, Niamowa, Miamowa, Anniallowa (jakoś nie mogę połączyć Marthy z Niallem i Annie z Liamem, ale ich przyjaźń też jest piękna). Martha pod stołem! Właśnie tak bym zareagowała! hahahah :D i chodzę bez czapki! :') Chciałabym tu przytoczyć moje ulubione teksty, ale musiałabym skopiować chyba wszystko! Matko nawet nie wiem, co jeszcze mogę napisać :')
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci z mojego całego rozpuszczonego miłością i radością serduszka, bo od dawna nie byłam aż tak szczęśliwa! :")
Kocham Cię nieskończenie! :')
♥
Usuń- Czyli do pralki, tam Niall nigdy nie zagląda - zaproponowała z rozbawieniem Martha, zauważając, że ma kilka nieodebranych wiadomości.
OdpowiedzUsuń- Ewentualnie do schowka z odkurzaczem.
- Może ja wyjdę, a wy w spokoju się ze mnie ponabijacie? - warknął Niall, powoli tracąc cierpliwość do ich żartów.
- Okay, tylko nie wchodź do kuchni, bo jest mokro - poradziła mu dziewczyna, zakładając za włosy zagubiony kosmyk włosów, który wypadł z jej ciasnego kucyka.
Awwwwwwwwwwwwwwwwwww ♥
- Ja idę na colę - usprawiedliwił się szybko Liam, unosząc ręce w obronnym geście. Zaraz jednak pożałował tego nagłego czynu, w końcu wyglądało to tak, jakby za nic w świecie nie chciał, by pomyślała coś złego na jego temat. Nawet jeżeli taka była prawda, to i tak się wygłupił.
OdpowiedzUsuńAwwwwwwwwwwwwwwwww ♥ Miam ♥ Awwwwwwwwwwwwwwwwwww ♥
Zauważyła, że Niall od pewnego czasu żywił w stosunku jej przyjaciółki jakieś niepokojącą sympatię, coraz częściej aranżując jakieś spotkania całą czwórką, przy czym namawiał Liama, by gdzieś odciągał Marthę. On oczywiście nigdy tego nie powiedział na głos, dochowując sekretu i zachowując się totalnie po liamowemu, to znaczy pozostając wiernym swemu przyjacielowi. Lecz ona nie była głupia, widziała co się święci. Co więcej, Annie się to naprawdę podobało.
OdpowiedzUsuńAWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW ♥
Martho Anne, jesteś nieznośna - wyrzucił jej poważnym tonem.
OdpowiedzUsuń- Liamie Jamesie, nosisz drugie imię po ojcu Harry'ego Pottera.
OMG! AWWWWWWWWW ♥ RIOTVNIEUX,IFLDGUNCIEUIROGHER
Podejrzewała, że potroiła jego poplątane myśli, z których próbował usilnie złożyć jakikolwiek pomysł na prezent dla swej lubej.
OdpowiedzUsuńDLA SWEJ LUBEJ!!!!!!!!!!!!!! AWWWWWWWWWWWWW ♥
Liam skrzywił się nieznacznie na dźwięk tych słów. Już chciał się przeciwstawić samotnemu szwędaniu się Marthy po opustoszałych dzielnicach, kiedy Niall znów przemówił.
OdpowiedzUsuń- Chociaż lepiej, żebyś nie chodziła sama tak późną porą. Idźcie oboje, ja szybko skoczę po Annie. Tak będzie nawet szybciej, bo pobiegnę.
Payne ledwo zdusił w sobie wybuch śmiechu. Intencje jego przyjaciela były tak czytelne, że nawet idiota by się połapał. Kątem oka zerknął na Marthę, której twarz była wykrzywiona w podobnym uśmiechu.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Uwolniwszy się od bacznych spojrzeń siostry i kumpla, mógł bez obaw pozwolić szerokiemu uśmiechowi zawładnąć jego ustami. Nie musiał wysilać umysłu, by wykombinować jakiś misterny plan, później wciągać w niego Liama, a i tak miał spędzić dobrą ćwiartkę godziny sam na sam z Annie. Miał ochotę dziękować niebiosom za wrodzoną zmarzłość Marthy, która zazwyczaj po pięciu minutach na mrozie uciekała do najbliższego grzejnika. Nie martwił się tym, co pomyśli Annie, gdy zobaczy go samego. Jakieś ciepłe uczucie w klatce piersiowej kazało mu nawet myśleć, że być może się ucieszy. Spędzali razem mnóstwo czasu, w końcu była najlepszą przyjaciółką jego siostry, a co za tym idzie często bywalczynią w ich domu. Zaczęła go odwiedzać jeszcze, kiedy Niall był kapitanem drużyny footballowej w gimnazjum. Wtedy nie bardzo zwracał uwagę na tę dziewczynkę z przystrzyżoną równo krótką grzywką, lecz kiedy Marc Needsy, chłopak z równoległej klasy, zaprosił ją na jedną ze szkolnych dyskotek, jego nastawienie zupełnie się zmieniło. A może to ona się zmieniła? Niall zaczął uważniej słuchać jej dziewczęcego głosu, gdy wypowiadała się na temat filmu, jaki Liam pożyczył na weekend z wielkiej kolekcji swego ojca. Zauważył też, że uśmiecha się w zupełnie inny sposób niż Martha, jego mama czy któraś z koleżanek, które kibicowały mu podczas meczy. I kiedy w pewną niedzielę wpadła na chwilę po kościele z ogromną miską sałatki warzywnej, wpadł po uszy.
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ ♥♥♥♥♥♥
- Tak, Martha i jej smsy, to dopiero historia
OdpowiedzUsuńBUAHAHAHAHAHAHAHAHA ;D
Czasem zostawali sami, w końcu plany Nialla jednak zdarzały się być trafne, a przynajmniej kreatywność Liama co do odciągania Marthy na bok była na dość wysokim poziomie. ♥♥♥
OdpowiedzUsuńWidzisz gdzieś Marthę?
OdpowiedzUsuń- Marthy nie, ale Liama już tak
MARTA POD STOŁEM! ♥.♥
A może schowamy się na drugim końcu sali, żeby nas nie zauważyli? - rzucił pospiesznie, co wywołało na jej twarzy szeroki uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Jasne, a najlepiej od razu zwiejmy do Peru. Chodź.
ale ja bym serio chętnie zwiała z Niallem do Peru ♥♥♥
Annie! AUĆ! - Martha wyłoniła się spod stołu, przy okazji uderzając głową o jego blat. Również przytuliła przyjaciółkę, jedną ręką masując obolałe miejsce.
OdpowiedzUsuń- Niezdara miesiąca - skomentował Liam, wyjmując kostkę lodu ze stojącego przed nim napoju i owijając ją w plik złożonych chusteczek. Bez pytania odsunął rękę Marthy i przyłożył zawiniątko do rany.
- Chyba życia - mruknęła zrezygnowana Martha, krzywiąc się mimowolnie.
- Zapytałabym, co robiłaś pod stołem, ale jako że jesteśmy w miejscu publicznym, wolę nie dociekać - powiedziała Annie z dość zabawną miną, gdy już usadowili się z Niallem obok dziewczyny. Ta podarowała jej za tę uwagę kuksańca w bok.
- Czuję się obrażony tym zdaniem - włączył się Liam.
- Podnosiłam komórkę! - zaoponowała jednocześnie Martha, unosząc aparat w powietrze na dowód swoich słów.
- Nie wnikamy - stwierdził Niall.
TAK BARDZO JA! JAKI UROCZY MIAM ♥♥ LIAM TAKI OPIEKUŃCZY ♥
Marthy jarająca się świętami >>>>>>>>>>>>>>
OdpowiedzUsuńAle nie wiem jak mogłaś pominąć to ukłucie zazdrości u Liama, kiedy Lou nazwał Cię per 'kochanie'. Ja wiem, że to po przyjacielsku, ale weź, musiał się poczuć zazdrosny.
OdpowiedzUsuń-Fajnie
OdpowiedzUsuń-Fajnie
Biorąc pod uwagę calgon, tfios i nas, to omg! *____*
jeszcze sonny i chada
UsuńDo tej pory nazwisko Mareczka mnie nie śmieszyło, ale Needsy? HAHAHA :'D :'D :'D :'D :'D
OdpowiedzUsuńannie needsy, nadal leżę na podłodze, buahahahaha
UsuńAnnie Horan! Dzięki Ci, Boże, że całe dzieciństwo przymilałam się przyszłej szwagierce. Rany, ale naprawdę, Niallo się mną zauroczył dopiero przez Mareczka? :c
Usuńon sobie przez Mareczka zdał sprawę z tych uczuć, to coś innego
Usuńawwwww ♥ błogosław Boże Mareczka!
UsuńGorąca krew pompowała krew. Niall się tak mnie doczekać nie może, że aż jego krew się już do mojej dobrała. Awwwww 💜♥
OdpowiedzUsuńTo wcale nie jest tak, że siedzę wśród gości i czytam to po raz setny ♥
OdpowiedzUsuńTwoje pyszne wypieki.. .. Liam, Ty lizusie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWszyscy wiedzą, że Niallo kocha się w Annie, a Annie w Niallu, prócz Nialla i Annie. Wszyscy wiedzą,że Liam kocha się w Marthy, a Marthy w Liamie, prócz Liama i Marthy :D
OdpowiedzUsuńKocham!
OdpowiedzUsuńa gdzie komentarz do ,, - Panie barmanki przebrały się za śnieżynki – zauważył chłopak, a Martha powędrowała oczami za jego własnymi. Rzeczywiście, wysokie dziewczyny stojące za ladą, które znali z widzenia, nie tylko nałożyły na włosy czapki mikołaja, lecz również zmieniły białe koszule na rzecz obcisłych bluzeczek dopasowanych do czerwonych minispódniczek.
OdpowiedzUsuń- O! Tam jest wolny stolik!'' ?! #MIAM #♥
Zwróciłam uwagę, że Liam jest tak zakochany w Tobie, że nawet skąpo ubrane niewiasty nie robią na nim wrażenia i to absolutnie urocze, ale jak mogłam to zapamiętać, kiedy chwilę później Aniall szedł trzymając się za ręce i Niall chciał porwać mnie na drugi drugi koniec Juicy Jam, a ja z nim chciałam uciec do Peru? ♥
Usuńon niestety popatrzył, to ona znalazła stolik!
Usuńw takim razie....... a... w sensie, że to była propozycja seksualna?
Usuń.......................................................................................
Usuńczyli miałam rację, że Ty tam pod stołem..............................................
UsuńPrzez Ciebie już nigdy nie zasnę o normalnej porze.
OdpowiedzUsuńja tam lubię, jak nie śpisz. hehe he he
Usuń"Tak będzie nawet szybciej, bo pobiegnę." To takie kochane! Niallo tak się do mnie śpieszy, że aż biegnie do mojego domu, awwwww ♥
OdpowiedzUsuńNiall! Zwiejmy do Peru! *_____*
OdpowiedzUsuńzwiewaliście całą noc?
Usuńtak
UsuńBoże!! Kocham Cię, no ale jak mogłaś przerwać w takim momencie? Gdzie "Kocham cię", lol! Rany, Niall jest taki uroczy! Ale kurcze, ja poszłam z Niallem na randkę, a to Ty się turlałaś z Liamem po materacu, ech :') ale pomysł z kolacją był niesamowity! nie wpadłabym na to! Błogosławmy tego kogoś, kto powiesił jemiołę! Nie chcę wiedzieć co Ty tam w nocy na tym łóżku robiłaś, jak mówiłaś o lodach i Liamie, lol. To wylane wino dodało idealności aniallowej randce, awwwwwwwww ♥
OdpowiedzUsuńMiałam białą sukienkę, awwwwwwwwwwwww ♥ moglibyśmy wziać od razu ślub *___*
RANY, TO TAKIE PIĘKNE! ♥
LOVE YA! ♥♥♥♥
https://www.youtube.com/watch?v=syFZfO_wfMQ
Usuńmam zawsze tyle rzeczy do skomentowania, ale nie mogę się oderwać, a potem na końcu Miam mnie rozprasza i bum :C
OdpowiedzUsuń"Nie jestem zazdrosna!"
OdpowiedzUsuńBUAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!
Niall się nie mógł ode mnie oderwać, tak? i dlatego nie opisywałaś nas dalej? już wszystko rozumiem, tentegowaliśmy się, super.
OdpowiedzUsuńw końcu to był jego pierwszy raz
Usuńaż sobie talk dirty to me dla nastroju włączyłam
OdpowiedzUsuńoddałam się za płytę Taylor :')
OdpowiedzUsuńbtw, jak sprawdzałam, czy jest już druga część, to zjechałam na sam dół i miałam takie: wtf?! gdzie zniknęło ? :O
OdpowiedzUsuń*gdzie zniknęło lol.
Usuńdlaczego mi znika czy jak napiszę coś w takim czymś: <> to znika?
UsuńRany, umieram ze śmiechu za każdym razem, kiedy wyobrażę sobie Liama biegającego wokół tego dębu z czapką z pomponem na głowie :D
OdpowiedzUsuńhttp://24.media.tumblr.com/881fc5d87686bab876a3c7b0a7cbb3f6/tumblr_mwmsqiy8qU1qimmcuo1_400.gif
OdpowiedzUsuńdla mnie Liam miał właśnie taką minę, kiedy pytał Nialla co Ty tam gadasz przez sen :D
Ale jestem strasznie ciekawa co się stało, kiedy wróciła Martha i zorientowała się, że ktoś jej zajumał prezent :D
OdpowiedzUsuńDenerwujący się naszą randką Niall >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
OdpowiedzUsuń- Tak strasznie cię przepraszam! – Bez ostrzeżenia padł przed nią na kolana, pocierając przyniesionym materiałem koronkę ponad jej kolanami.
OdpowiedzUsuńNIALL, ZALEWAJ MNIE CZYM CHCESZ, KIEDY CHCESZ *________________*
"- To tylko sukienka, Niall – wyjaśniła. Jak on uwielbiał, gdy wypowiadała jego imię."
OdpowiedzUsuńNIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL NIALL
"Zarzuciła mu z wdzięcznością ręce na szyję, wtulając się w jego klatkę piersiową. Zaskoczony od razu odwzajemnił uścisk, a jego ciało przeszedł jakiś ciepły prąd. Annie zaraz zaczęła się odsuwać, lecz nie pozwolił jej na to, nadal trzymając ją w objęciach. Spojrzała na niego nieco zdezorientowana, a on zerknął do góry, czując że coś kopie mu fryzurę. Teraz albo nigdy, pomyślał. I pocałował ją. Musnął wargami jej usta, zatracając się w tym pocałunku. Nie pamiętał nawet, skąd zaczerpnął tyle odwagi, ani jakim cudem stanęli pod tą jemiołą. Wiedział tylko, że jest totalnie zakochany i nie liczyło się już nic więcej. "
OdpowiedzUsuńmogę już umrzeć? :')
I tak wiem, że tak naprawdę to popłakałaś się, bo Cię tak serce z zazdrości bolało, że mnie Liam ogrzewał! :'D
OdpowiedzUsuń